Przygarnąłem rodziców, gdy stracili wszystko

To, co ostatecznie mnie złamało, to nie potężna eksplozja, ale ciche uświadomienie sobie. Nikt nie przyjdzie mi na ratunek, a ja nie miałem już ochoty ratować wszystkich. Zmęczenie wniknęło we mnie w sposób, którego nie mogłem już dłużej ignorować. Zauważyłem, jak puste stało się moje własne życie. Jak każda decyzja przechodziła najpierw przez pytanie o to, jak wpłynie na wszystkich innych. Jak moje własne pragnienia wydawały się odległe i niemal wyimaginowane. W tym momencie stara historia przestała działać.

Zaczęłam mówić „nie”. Nie dla ratowania ich z opresji. Nie dla odbierania każdego nocnego telefonu. Nie dla bycia podporą rodziny, podczas gdy moje własne życie otępiało. Gdy powiedziałam to po raz pierwszy, całe moje ciało drżało. Poczucie winy uderzyło jak fala. Zaraz za nim podążał strach. Byłam przekonana, że ​​beze mnie wszystko się rozpadnie. Niektóre rzeczy rzeczywiście się zmieniły. Niektóre relacje się napięły. Niektórzy ludzie wpadli w gniew. Ale ja się nie załamałam. Nie zniknęłam. Wciąż tu byłam.