Moja siostra jedną ręką zacisnęła się na moim ramieniu, a drugą schowała pod bandażami, gdy zdałem sobie sprawę, że zemdleję.
Tania plastikowa szpitalna bransoletka ściskała mój nadgarstek, gdy próbowałem ją odepchnąć. Po drugiej stronie małego salonu mojego mieszkania w Seattle, mały magnes z amerykańską flagą na mojej lodówce ze stali nierdzewnej stał idealnie prosto, a jego czerwono-białe paski lśniły w popołudniowym słońcu, jakby był kolejny wtorek.
Ale tak nie było.
„Nie waż się ruszyć” – syknęła Victoria, ściskając jeden z ciemnych szwów na moim brzuchu. „Bo przysięgam, że je wszystkie wyrwę”.
Ostry, intensywny ból przeszył mi brzuch. Miałem metaliczny posmak w ustach. Krew sączyła się przez białą gazę, którą starannie założyłem rano na maleńkie nacięcie laparoskopowe. W oddali – może na zewnątrz, może w mojej głowie – zdawało mi się, że słyszę syrenę.
To ostatnie wyraźne wspomnienie, zanim wszystko zamieniło się w krzyki, kroki i odgłos telefonu, pod który dzwoniła moja drżąca matka z izby przyjęć.
Cześć, nazywam się Melissa Fletcher. I tak, moja siostra naprawdę zerwała mi szwy, żeby sprawdzić, czy operacja była prawdziwa, czy tylko „przykuwająca uwagę”. Chciałabym, żeby to zdanie trafiło na chwytliwy nagłówek. Ale nie trafiło.
Zanim pójdziesz dalej, zrób mi przysługę: posłuchaj do końca, zanim ocenisz, czy byłem zbyt surowy, zbyt zimny, czy zbyt bezkompromisowy. Bo kiedy dojdziemy do numeru dwadzieścia dziewięć – tego, który ostatecznie skłonił mnie do zerwania kontaktów z siostrą na dobre – zrozumiesz dokładnie, dlaczego zadbałem o to, żeby pożałowała swoich czynów.
