Jeśli chcesz przyjrzeć się bliżej, powinieneś przyjrzeć się bliżej. Dziesięć później każdy z nich otrzymał listę ze zdjęciem z zakończenia szkół, które, że włosy stanęły im dęba…….😲😲😲Wiosna 1998 roku była parna, przesycona bladożółtym pyłkiem topoli, który osiadał na asfalcie i duszach jedenastoklasistów. Cicha Larisa Snegireva, zgarbiony cień w wyblakłej sukience, zwyczajowo kuliła się pod ścianami szkolnych …

Bladożółty pyłek topoli wirował w powietrzu w czerwcowe popołudnie, osiadając na starym asfalcie i dachach rozklekotanych samochodów Żyguli. Siemion Iwołgin, wracając z pracy, jak zwykle zwolnił przed skrzynkami pocztowymi w holu. Zarządca nieruchomości niedawno pomalował je na absurdalny limonkowy kolor, jakby próbując ożywić obskurne wnętrze budynku z czasów Chruszczowa.

Klucz z trudem przekręcił się w zardzewiałym zamku. Wyciągając niekończące się ulotki reklamowe, Siemion nagle wyczuł grubą kopertę bez znaczka i adresu zwrotnego. Brakowało również imienia i nazwiska adresata.

 

 

 

„Dziwne” – pomyślał Siemion, obracając kopertę w dłoniach. Dopiero po dotarciu na czwarte piętro i zamknięciu za sobą drzwi odważył się otworzyć niespodziewaną pocztę. Zamiast listu w środku znajdowała się fotografia, wyblakłe, błyszczące zdjęcie sprzed dziesięciu lat.

Ukończenie szkoły średniej, maj 1998. Uśmiechnięci koledzy z klasy, absurdalne fryzury, stroje uszyte przez matki i babcie. Wydawałoby się, że to zwyczajne zdjęcie ze starej analogowej odbitki, gdyby nie wyrazisty czarny krzyż przecinający trzy twarze: jego własną, Wiktora Goriejewa i Rodiona Penkowa.

 

 

 

 

Siemion poczuł, jak coś zimnego i śliskiego ściska mu pierś – ten sam strach, który przez te wszystkie lata nawiedzał go w koszmarach. Twarz mu parowała, fotografia wyślizgnęła się z nagle osłabionych palców i upadła na podłogę, zdradzając swoją zawartość. Siemion wciągnął powietrze, niczym tonący wynurzający się na powierzchnię.

Przeszłość, którą tak starannie pogrzebał pod warstwami czasu i codziennych trosk, powróciła. Stała przed drzwiami jego mieszkania, czając się niczym głodna bestia gotowa do skoku. Wiosna 1998.

Stara szkoła na obrzeżach miasta. Ochrypły dzwonek, oznajmiający koniec ostatniej lekcji, zabrzmiał szczególnie uroczyście. Zakończenie roku szkolnego było już za kilka dni, a uczniowie jedenastej klasy już mentalnie żegnali się ze szkołą.

 

 

 

Chłopcy i dziewczęta wylegli na korytarz hałaśliwym tłumem, dyskutując o tym, co założą na imprezę i gdzie będą świętować koniec szkolnej sagi. „Goreev, patrz, twoja dziewczyna znowu się pojawiła!” – Rodion Penkov przeciągnął słowa z chichotem, kiwając głową w stronę wysokiej, szczupłej dziewczyny wychodzącej z sali literackiej. Larisa Snegireva szła w swojej zwykłej zgarbionej pozie, ściskając do piersi zniszczoną torbę szkolną, której róg odkleił się od reszty.

Jej wyblakła sukienka z wydłużonymi rękawami musiała kiedyś być niebieska. Jej jasnobrązowe włosy, lekko wilgotne od mycia, były związane prostą gumką. Próbowała iść wzdłuż ściany, unikając kontaktu z hałaśliwym tłumem kolegów z klasy.

 

 

 

„Hej, ty chodzący śmieciu!” – zawołał do niej Wiktor Goriejew, a otaczająca go mała grupka dzieciaków wybuchnęła śmiechem. „Też idziesz na bal maturalny w tej łachmanach?” Larisa szła dalej, spuszczając wzrok. Jedynie lekkie drżenie palców, ściskających wysłużoną torbę szkolną, zdradzało jej napięcie.

„Głucha jesteś czy co?” Wiktor, napinając swoje imponujące bicepsy, zablokował jej drogę. „Mówię do ciebie, Snegireva!” „Zostaw mnie, Goreyev!” mruknęła Larisa ledwo słyszalnie, próbując go ominąć. Siemion Iwołgin obserwował tę scenę z daleka, opierając się o parapet.