Gdy tylko zobaczyłem, że głowa mojej córki znika pod lodowatą wodą, zacząłem biec. Ale jej teściowie stali tam, śmiejąc się, z telefonami w dłoniach, filmując jej przerażenie, jakby to był żart.

Właściwie kilka osób.

Ale najgorszy był jej mąż, Lucas, nieruchomy z telefonem w dłoni. Żadnej reakcji. Żadnego niepokoju. Żadnego instynktu przetrwania. Tylko obojętność, jakby filmował drobną niedogodność, zamiast patrzeć, jak jego żona walczy o oddech.

Kiedy Claire w końcu udało się wdrapać na peron, całym jej ciałem wstrząsały konwulsje. Jej usta były sine. Przemoczone ubranie przylegało do skóry niczym lodowa zbroja. A jednak wciąż się śmiali.

Rzuciłam się w jej stronę, gdy tylko zobaczyłam, że upada. „Wołajcie o pomoc!” – krzyknęłam. Ale grupa tylko się na nią gapiła, a ich uśmiechy stopniowo przeradzały się w irytację, jakby cierpienie Claire stało się dla niej utrapieniem.

Kiedy przyjechali ratownicy medyczni, trzęsłam się z wściekłości, której nie czułam od lat. Claire leżała w karetce owinięta kocami, zdezorientowana, tracąca i odzyskująca przytomność. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że o mało nie upuściłam telefonu.

Ale i tak wybrałem ten numer.

Odpowiedział znajomy głos: „Mike Donovan”.

Mój brat. Były żołnierz piechoty morskiej. Teraz prywatny detektyw, miał talent do odkrywania prawd, które ludzie desperacko próbowali ukryć.

Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem tylko jedno:

„Zrób to. Czas, żeby zapłacili.”

Zatrzymał się na sekundę.

“Idę.”

A w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin… wszystko zaczęło się pogarszać.