Po raz pierwszy od lat dostrzegła ból pod milczeniem Dariona. Powoli wszystko się zmieniało – wspólne posiłki, żarty, czytanie starych listów ojca. Oni też się kłócili, ale terapia dała im przestrzeń, by słuchać i na nowo odkryć czułość, o której myśleli, że już nie ma. Potem pojawiło się coś nieplanowanego – ciąża. Wraz z nią pojednanie, którego żadne z nich się nie spodziewało. Zielone światło, które kiedyś oznaczało żałobę, teraz symbolizowało odnowę. Pobrali się ponownie w tym samym blasku, nie po to, by wymazać przeszłość, ale by uczcić, jak daleko zaszli. To, co zaczęło się jako ciche światło, stało się latarnią morską – dowodem na to, że leczenie często zaczyna się od małych rzeczy, a miłość może się uginać, nie łamiąc się.
