Tylko w celach ilustracyjnych | Źródło: Pexels
Pudełko z ciastem przesunęło się na bok. Lukier rozlał się po pokrywce.
Spojrzałem w górę na drzwi. Żadnego dźwięku. Żadnego ruchu. Nawet światła nie było. Ta myśl sprawiła, że żołądek podszedł mi do gardła jak lodowata woda.
Wygląda na to, że moja synowa w końcu się mnie pozbyła.
Tylko w celach ilustracyjnych | Źródło
: Pexels
Siedziałem tam trzydzieści minut. Może dłużej. Nie mogę uwierzyć, co widzę na tej cholernej naklejce!
„No cóż” – mruknęłam. Wtedy przypomniałam sobie o Bonnie.
Mieszkała tuż po drugiej stronie ulicy i jeśli ktokolwiek potrafił poradzić sobie z katastrofą w stylu Delii z klasą, to była to moja Bonnie. Poznałyśmy się w 86 roku, kiedy jeździłam Chevroletem, który psuł się bez przerwy.
Tylko w celach ilustracyjnych | Źródło: Pexels
Bonnie dała mi kable rozruchowe i powiedziała, że mój były mąż wyglądał jak pieczony ziemniak w spodniach khaki. Od tamtej pory nasza przyjaźń jest najlepsza.
Złapałem walizki, podniosłem zgnieciony tort i przeszedłem przez ulicę. Zanim zdążyłem zapukać, na jej ganku zapaliło się światło.
Drzwi zaskrzypiały i otworzyły się. Stała tam: papiloty we włosach, szlafrok przerzucony przez ramię, kot na biodrze niczym dżinsowa kurtka.
Tylko w celach ilustracyjnych | Źródło: Pexels
