„Niestety” – westchnął. „Dział HR spowalnia wszystko swoimi procedurami. Musiałem nalegać kilka razy, bo nie rozumieją powagi sytuacji. Po prostu odhaczają kolejne punkty zamiast zająć się potrzebami firmy”.
„To musi być frustrujące”. Podniosłem telefon, odblokowałem go i stuknąłem raz. „Podlegasz wiceprezesowi ds. operacyjnych, prawda? To James Martinez?”
Błysk światła przemknął mu przez twarz. „Tak, rzeczywiście. Skąd… go znasz?”
„Tak” – odpowiedziałem delikatnie. „I twoja prezes, Patricia Hendricks. Twój dyrektor finansowy, Michael Chen. I David Richardson, twój dyrektor ds. HR. Właściwie, idę na lunch z Davidem we wtorek, żeby omówić potencjalne partnerstwo między naszymi firmami”.
Brandon zbladł. Widelec Rachel stuknął o podłogę.
„Słuchaj” – kontynuowałem spokojnie – „Meridian Tech rozważa przejęcie TechFlow Solutions. Rozmawiamy o tym od sześciu miesięcy. To jeden z moich projektów. Jestem członkiem zespołu due diligence i oceniam kulturę firmy, praktyki rekrutacyjne i jakość kadry kierowniczej”.
Matka zamrugała. Szklanka ojca zamarła. Rachel wpatrywała się w nią.
„To znaczy” – powiedziałem – „że doskonale wiem, kim jesteś w TechFlow”.
Brandon przełknął ślinę. „Kłamiesz”.
Otworzyłem wątek e-mailowy i położyłem telefon na stole, ekran lśnił na tle ciemnego drewna. „Trzy formalne skargi za tworzenie wrogiego środowiska pracy” – powiedziałem spokojnie. „Schemat ignorowania decyzji działu HR. Incydent z weryfikacją przeszłości: próbowałeś przeforsować kandydata, podając fałszywe referencje. To miałoby katastrofalne skutki”. „
„To nie jest…”
„W marcu złożono również skargę o poważne naruszenie obowiązków” – powiedziałam. „Trwa dochodzenie. David użył sformułowania »potencjalne podstawy do zwolnienia, jeśli zarzuty się potwierdzą«”.
Przy stole zapadła ciężka cisza. Limonka w mojej szklance delikatnie się przechyliła i wypłynęła na powierzchnię niczym jaskrawozielona boja.
„Zmyślasz to wszystko, żeby zrujnować moje zaręczyny” – wyszeptała Rachel.
„Chciałabym”. Spojrzałam na Brandona. „Powiesz im prawdę, czy ja mam?”
Wyjąkał: „Ludzie nie znoszą bezpośredniej komunikacji. Nie zrobiłem nic złego”.
„Szczera komunikacja” – powiedziałam cicho. „Czy tak nazywa się powiedzenie koleżance, że jej spódnica rozprasza i pytanie, czy tak się ubrała, żeby zwrócić na siebie uwagę?”. Byli świadkowie”. Nie cytowałam swoich słów, bo prawda, właściwie zrozumiana, nie musi rozdrapywać starych ran, żeby być szczera. „Albo powiedzieć informatykowi, żeby wrócił tam, skąd przyszedł, skoro urodził się w Michigan? Jest nagranie audio z tego”.
Brandon gwałtownie wstał. „To absurd. To ja zarabiam dla firmy”.
„Jesteś obciążeniem” – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam przełknąć ślinę. „Prowadzą szczegółowe śledztwo. Jeśli cię zwolnią, chcą, żeby to zostało ujawnione”.
Głos Rachel się załamał. „Maya, jak mogłaś…”
„Mówiłam dwanaście minut temu, że jestem zadowolona ze swojego życia. Nie powiedziałam, że jestem bezsilna”. Podałam jej telefon. „Oto rozmowa z Davidem Richardsonem. Oto podsumowanie śledztwa. Oto dokumenty związane z tym zrzeczeniem się praw”. Mam ci je wysłać?
Przeglądała telefon; widziałam, jak z jej oczu znika wszelka nadzieja. Dystans między kobietą, która śmiała się z dowcipu o zszywaczu, a kobietą ściskającą teraz mój telefon tak mocno, że aż zbielały jej kostki palców, mierzony był w calach i latach.
„Wiedziałaś” – mruknęła. „A ty mu na to pozwoliłaś…”
„Naśmiewasz się ze mnie? Szkalujesz moją karierę? Nabijasz się z mojego mieszkania? Tak” – powiedziałem. „Pozwoliłem mu. Chciałem zobaczyć, jak daleko się posuniesz”.
Tata narysował palcem linię w powietrzu, uniwersalny znak, żeby iść dalej. „Uspokójmy się na chwilę”.
„Dlaczego?” – zapytałem. „Po prostu jesteśmy szczerzy. Bezpośrednia komunikacja, prawda, Brandon?”
Jej oczy rozbłysły, strach zmieszał się ze złością. „Wszystko zrujnowałaś”. Wszystko sabotowałaś… »
„Powiedziałam prawdę” – oświadczyłem. „Jeśli prawda krzyżuje twoje plany, to twoje plany były wadliwe”.
Mama odzyskała głos. „Powinieneś był to powiedzieć wcześniej”.
„Chciałem, żebyś to usłyszała” – powiedziałem. „Żeby z niego skorzystać. Żeby pokazać mi moje miejsce w tej rodzinie”.
Rachel oddała mi telefon, jakby się palił. „Jesteś okrutny”.
„Jestem precyzyjny”.
Złapał kurtkę. „Rachel, wychodzimy”.
Spojrzała na niego, potem na mnie, a potem na naszych rodziców. Jej wyraz twarzy się zmienił. „Potrzebuję… chwili”.
„Dobrze” – powiedziałem. „A tak przy okazji, Brandon, we wtorek, podczas naszego spotkania z Davidem, zarekomenduję, żebyśmy, jeśli przejęcie dojdzie do skutku, zatrudnili kilku pracowników”.
